Otóż całe to zamieszanie wokół grosza opiera się na pewnym nieporozumieniu. A nawet na dwóch. Z prawnego punktu widzenia sprzedawca może odmówić sprzedaży towaru, ponieważ nie ma wystarczającej ilości drobnych do wydania reszty. Natomiast klient, zgodnie z art. 535 Kodeksu cywilnego, ma obowiązek zapłaty ceny i – siurpryza! – powinien mieć odliczone pieniądze.
Kto tego nie słyszy chociaż raz w tygodniu? Tak, wiem: ten, kto płaci kartą za byle bzdet (z drugiej strony poleca się płacenie gotówką chociaż od czasu do czasu, to bardzo zwiększa świadomość wydatków).
Grosik. To zdrobnionko od razu ustawia sprawę: nie ma o co kruszyć kopii, grosik to nic nie znaczy przecież, nie jesteś człowieku chyba aż tak małostkowy. Grosik, bez którego klient może się obyć, dorobił się nawet swojej strony na Facebooku Nie, nie może mi pani być winna grosika . Jeden z postów brzmi: „Małe przypomnienie: nie chodzi nam o to, żeby grosz po groszu uzbierać, np. na helikopter, a raczej o to dziwne uczucie bycia wykorzystanym/-ą bez mydła i to w biały dzień, na oczach gapiów z kolejki, przez nie zawsze atrakcyjną kasjerkę”.
Fora internetowe rozbrzmiewają głosami rozżalonych: „ech, tyle treningów asertywności i znów się dałem naciągnąć na 1 grosik i to podczas kupowania świnki-skarbonki na prezent. a mógł to być ten szczęśliwy grosz. może ci sprzedawcy mają jakichś trenerów PSI, żeby nas naciągać”.
Inni obwiniają o to siebie samych: bo przyzwyczailiśmy kasjerów do tego, że mogą być nieprzygotowani do pracy.
Z drugiej strony lady oczywiście też się leje jad. Na przykład tak: „A co, ma dopłacać do interesu, każdy grosz który ty nie dopłacisz, musi sobie odbić na innym i być winna grosz. Często tak jest, że klient bałwan zatankuje za 50,03zł wpadnie na sklep rzuci 50zł i ucieknie, a kasjerka co ma zrobić. Musi sobie to jakoś odbić. Ten kto to rysował widzi tylko jedną stronę medalu, a jest jeszcze druga. Jakby klienci byli uczciwi to i kasjerka nie miała by powodu do wymuszanie tych groszy”. (Niezłe: ktoś cię okradł, ale dał w długą, to ty okradnij tego, kto marnie biega).
Albo tak: „Co ciekawe, częściej zamiast pytać, czy mogę być winna grosza, daje klientowi dwa grosze. Zgadnijcie, czy taki klient patrzy na resztę i mówi „Ale pani mi dała za dużo!”? Oczywiście, że nie, nigdy rzadko się zdarza, żeby ktoś zwrócił uwagę, że dostał za dużo. Nawet o grosz. Więc to wszystko działa w dwie strony.
**A wy i tak dalej myślicie, że będąc winnym grosza, pani Wandzia z mięsnego chce na was zarobić. I ta urocza kasjerka z Biedry. Pewnie ma na kosmetyki
***Pozdrawiam wszystkich, którzy mają ból dupy o „grosika” my sprzedawcy nie możemy was zrozumieć bardziej, niż wy nas. Belive me”.
Otóż całe to zamieszanie wokół grosza opiera się na pewnym nieporozumieniu. A nawet na dwóch. Z prawnego punktu widzenia sprzedawca może odmówić sprzedaży towaru, ponieważ nie ma wystarczającej ilości drobnych do wydania reszty. Natomiast klient, zgodnie z art. 535 Kodeksu cywilnego, ma obowiązek zapłaty ceny i – siurpryza! – powinien mieć odliczone pieniądze. Czyli: kiedy jest problem z wydaniem reszty, sprzedawca ma prawo odmówić sprzedaży towaru. Kiedy już jednak zdecyduje się na sprzedaż, ma obowiązek wydania reszty. Jeśli sprzedawca powie, że może mieć problem z wydaniem reszty i z góry uprzedzi klienta, że powinien mieć odliczone pieniądze – wszystko jest w porządku. Pytanie o grosz (a czasami to jest też 10 groszy) na samym końcu transakcji stawia klienta w co najmniej niezręcznej sytuacji. Gdyby sprzedawca go uprzedził, łatwiej byłoby mu zrezygnować z zakupu albo zgodzić się na nadpłatę.
I na tym to polega: ludzie może i nie znają kodeksu, ale czują się postawieni pod ścianą i naciągani.
Przyznaję: sytuacja jednego grosza zdarza mi się niezmiernie rzadko. Być może dlatego, że sama proponuję sprzedawcom odliczone groszowe końcówki. Chociaż ostatnio na taką propozycję panna obsługantka wydęła ust korale i prychnęła:
– Może być.
(Poczekaj, laleczko, żebyś się nie zdziwiła następnym razem).
Dwa lata temu powstał projekt ustawy o zaokrąglaniu kwot płatności gotówkowych. Byłby wreszcie spokój z grosikiem niezgody. Jak rozumiem – rzecz zatrzymała się na etapie projektu. Z jednej strony – szkoda trochę, bo wybicie monety jednogroszowej kosztuje 5 groszy. Z drugiej strony – cóż by poczęły urzędy skarbowe, którym trzeba zapłacić 10 groszy. No dobra – mam koleżankę (Szeherezado Stiepanowna, pozdrowienia!), którą urząd ścigał o 40 groszy. Na co ona poprosiła o rozłożenie tej kwoty na raty. Urząd się przychylił do jej prośby, dług został rozłożony na cztery raty (warto żyć dla takich historii).
Dlatego zapewne długo jeszcze internety będą radziły, żeby na pytanie „Czy mogę być winna grosik?”, odpowiadać: TAK, TYLKO NIE PRZEPIERDOL NA GŁUPOTY.
Ilustracja otwierająca: kalkulator ręczny, analogowy – wiadomo: grosz do grosza, a będzie kokosza (a może nawet uzbiera się na spokojne życie gdzieś pod palmą na Hawajach)
computus compilation, Lorsch 9th century (Biblioteca Apostolica Vaticana, Pal. lat. 1449, fol. 118v)